Ale od początku. Co kilka dni mam nieodpartą ochotę przeszukać którąś z szaf w naszym domu i pozbyć się rzeczy, które zalegają w niej już ładnych parę miesięcy i nic nie wskazuje na to, by sytuacja ta miała ulec zmianie. Tak było i dziś.
Moją "kolejną ofiarą" okazał się barek w pokoju córki, w którym trzymam jej łakocie itp. Natknęłam się tam również na zakupione jakiś czas temu dwie różne paczki ciastek do wypieku. Jedne maślane, drugie czekoladowe. Ekspresowa kontrola dat przydatności podanych na opakowaniu zaowocowała planem na upieczenie ciastek czekoladowych, wszak ich żywot dobiega końca w sierpniu tego roku.
Pomyślałam, że do pełni szczęścia jak zawsze zabraknie pewnie jakiegoś składnika. O dziwo mój monolog wyglądał następująco:
- 1 jajo - MAM!
- 40ml mleka - MAM!
- 50g margaryny - MAM! MAM! MAM!
Przyznam, że to niespotykana wręcz sytuacja i jeszcze ze dwa razy przyszło mi przeprowadzić kontrolę dostępności niezbędnych produktów podanych na opakowaniu pod hasłem: PRZYGOTOWAĆ.
Jeszcze chwila na zapoznanie się ze sposobem przygotowania i krótki acz zdecydowany wniosek:
PIECZEMY DZIŚ KULKI CZEKOLADOWE Z NUTĄ MIĘTY firmy Delecta.
Recenzja, fotorelacja, czy jak kto woli opinia - w osobnym wpisie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz